á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
To moje pierwsze spotkanie z twórczoscią Hanny Krall (przynajmniej pierwsze świadome z imienia i nazwiska); dotychczas była dla mnie znajomym nieznajomym, ikoną polskiego reportażu, o której wiedziałam tylko, że jest. Sięgnęłam więc po "Smutek ryb", wybierając tę książkę na lekturę ze względu na autorkę. I na tytuł, bardzo sugestywny. Nic więcej o tej pozycji nie wiedziałam. (...)
Okazało się, że książka nie jest tym, za co ją pochopnie wzięłam; to miłe zaskoczenie, zważywczy na fakt, że spodziewałam się ciężkiego reportażu, może o losach zwierząt, a może o mniej dosłownie określonym tytułem cierpieniu innych. Zamiast tego miałam popołudnie spędzone z naprawdę wciągającym zbiorem króciutkich wywiadów z wykształconymi osobami różnych profesji.
Motywem przewodnim rozmów zawsze była ryba. Dosłowna, metaforyczna, symboliczna - ale ryba. Autorka nie pozwalała sobie i rozmówcom nawet na najdrobniejszy dryf rozmowy w inną stronę. Ryby wracały jak bumerang za każdym razem, gdy wywiadowi groziło to, że jednak o nich nie będzie - i przywoływane były w sposób nieraz bardzo bezpośredni. Potencjalne wątki poboczne Hanna Krall ucinała w sposób kategoryczny i bezpardonowy - momentami nawet miałam wrażenie, że ocierający się o swoistą niegrzeczność. Dzięki temu jednak prawdopodobnie rozmowy te były tak wartkie, interesujące i... mieściły się w wydzielonej rubryce w czasopiśmie wędkarskim, w którym były publikowane.
"Hanna Krall i ryby? Zaskakujące połączenie. A jednak!" - pisze we wstępie do "Smutku ryb" Mariusz Szczygieł. No więc i ja byłam zaskoczona, choć dzięki temu wstępowi właśnie dowiedziałam się, jak to z tą współpracą z wędkarskim czasopismem było. Poznając konktekst można czytać książkę w zupełnie inny sposób. I rozumieć w zupełnie inny sposób. Ale wcale nie trzeba. Bo nade wszystko jest o rybie.
Ludmiła Guzowska